Wyruszając w podróż do Tajlandii jednym z największych pytań
jakie siedziało w mojej głowie było pytanie o klimat, pogodę, wiatry, tsunami
"and shit". Wiadomo przecież, że kiedy zabierasz się za podróż musisz
się spakować , a tutaj od razu rodzą się setki pytań - co zabrać? Ciepłe
ciuchy? A jak będzie padać? A jeśli przyjdzie ochłodzenie? Ile zabrać majtów,
skarpet? Jakie buty?
Finalnie udało mi się dotrzeć i uważam, że warto opisać to
co się tutaj dzieje od strony klimatycznej. Uważam też, że straszliwie słabo
się spakowałem. Jak najgorsza ciota. Przypuszczalnie nie wyciągnę z torby przez
te 4 miesiące żadnego ciucha z długim rękawem! A mam ich ze 4 komplety (sic!).
Tajska pogoda nie zwykła płatać figli jak ta polska, ale i
tak kolorowo i zajebiście nie ma. Temperatura w chwili obecnej przekracza 30
stopni C w cieniu (godzina 19, zachodzące słońce), co jak na zmianę z polskich
10 stopni jest przeskokiem na orbitę. Co więcej, niezależnie od tego gdzie
jesteś temperatura jest tutaj straszliwie odczuwalna, a to spowodowane jest
bardzo wysoką wilgotnością powietrza, co tylko potęguje odczuwanie ciepła.
Złożenie tego wszystkiego powoduje, że idąc o poranku chodnikiem po 5 minutach
jest ci gorąco, a precyzując- kurewsko gorąco. Dobowa amplituda temperatur nie
przekracza tutaj 10-15 stopni, zazwyczaj w dzień temperatura oscyluje w
granicach 32-33 stopni, w nocy 20-25. Praktycznie nieodczuwalna różnica. Ma to
jedną zaletę. Wychodząc z domu nie zastanawiasz się czy zabrać bluzę, włożyć
cieplejszą kurtkę, ubrać cieplejsze skarpety i cały ten syf związany z ubiorem.
Jest gorąco to poty są. Dlatego niesamowicie istotną sprawą
jest dostarczanie płynów - w ilościach wręcz hurtowych. Europejczycy wodę piją
tutaj na cysterny. Wszyscy. W zasadzie mogę powiedzieć, że butelki z ręki nie
wypuszczam - prawie jak w Polsce, tylko płyny trochę inne (if u know what I
mean).
Z racji klimatu ("sorry, taki mamy klimat"),
tutejsze morze jest bardzo gorące. Wiem to, bo się tam wczoraj udałem, czego
trochę żałuję, ale o tym zaraz. Morze wygląda na spokojne, sporządziłem nawet
krótki materiał wideo z wizyty na plaży (nieco wyludnionej, godzina 11 rano,
sobota, żywej duszy nie ma, parę ciał leżało pod drzewkami) po to aby pokazać jak tutaj wygląda tutejsza onieśmielająca, przepiękna, rajska plaża, gdzie krocząc po aksamitnym, białym piasku, błękitnoniebieska, krystalicznie czysta woda przemywa Ci przestrzenie pomiędzy palcami u stóp symulując masaż delikatnych rąk pięknej tajskiej dziewczyny. Nie pytajcie dlaczego napisałem to zdanie - sam nie wiem!
Cała wizyta na plaży, wraz z drogą tam i z powrotem zajęła
mi około 2 godzin, wolnym spacerem, bo sobota, spokojnie i w ogóle na
chillout'cie. Dwie godzinki na słońcu spowodowały, że na mojej albinoskiej
skórze pojawił się tradycyjny dla każdego lata w Polsce "raczek".
Upieczon jestem jak kurczak z KFC.
Co do pogody jeszcze to jest jedna rzecz, która tutaj
powoduje bardzo wysoki poziom zdenerwowania - deszcz w słoneczny dzień.
Zazwyczaj nie jest to ulewa, ale taki bardziej rzęsisty opad, trwający około
pół godziny, który powoduje, że po chwili powietrze staje się niemożliwe do
wdychania - parująca woda, w wysokiej temperaturze powoduje, że oddycha się jak
nad czajnikiem z wrzącą wodą.